![]() Przywódca: Haven Zastępca Yvette ![]() Przywódca: Lishia Zastępca Dark Souls ![]() Przywódca: Kamirah (okres próbny) Zastępca Brak |
Najbliższy miesiąc zapowiada się umiarkowany oraz spokojny. Temperatura nie przekroczy 23 stopni Celsjusza, nie spadnie też poniżej 18. Lekki, delikatny wiatr napłynie z zachodu, zaś opady deszczu będą przelotne i śladowe. |
Olbrzymie tereny na których często spotyka się silne burze. Nieopodal płynie rzeka przez którą wszystko doń ciągnie.
Offline
Zbliżała się noc, gdy dotarł nad burzowe równiny. Przystanął na niewielkim wzniesieniu nieco zmęczony podróżą. Silny, zimny i porywisty wiatr owiewał jego pysk, natomiast z oddali ku niemu pędziły czarne chmury, których kępy niekiedy oświetlały białe pioruny.
Widząc niewielkie stano brachiozaurów, wydał z siebie głośny ryk, który rozbrzmiewając po całej okolicy echem spłoszył roślinożerców. Ślamazarnym krokiem zszedł z pagórka i ruszył w stronę rzeki.
Offline
Biegła niemalże bez przerwy, całą drogę z wulkanu wprost na burzowe równiny. Nie zdziwiła się, gdy zastała ją wichura, deszcz i huki grzmotów. Szukała wzrokiem Haven'a - tyranozaur powinien tu być, a przynajmniej tak mówił. Wtem jej oczom ukazały się lekko zdenerwowane brachiozaury, które rozglądały się nerwowo.
Najwyraźniej coś je musiało spłoszyć. Któż mógł spłoszyć tak wielkie zwierzęta?
Znając nawyki swego przyjaciela skierowała się w stronę rzeki, i rzeczywiście, niedaleko wody zauważyła ogromną sylwetkę. Wskoczyła na kilka skał, które leżały na brzegu i zwróciła się do przywódcy.
- Zawsze musisz wybierać sobie takie burzliwe tereny? Ale mniejsza z tym, mam parę pierdółkowatych nowości, które zaszły w klanie ognia. - Przerwała na chwilę i spojrzała na błyskawicę, która uderzyła kilkaset metrów dalej.
Offline
Burknął, usłyszawszy za sobą charakterystyczne chlupanie towarzyszące przemieszczaniu się po zmokniętej trawie, jednakże widząc, iż jest to Yvette rozluźnił się ponownie, przymknął oczy i zaczął relaksować się w ulewie.
- Ale przyznasz sama, iż nocna ulewa przeplatająca się z grzmotami jest ciekawsza, niżeli spokój lasu u klanu natury. - mruknął odwracając się do przyjaciółki, której łuski wydawały się jeszcze bardziej błękitne, wziął głęboki wdech, będąc zainteresowanym ów informacjami o klanie ognia. - Można pozazdrościć takich umiejętności, mało kto może pochwalić się takim wykwalifikowaniem w szpiegostwie. - zauważył, po czym wypuścił głośno powietrze z nosa, usłyszawszy nagły grzmot. - Zatem mów, co nowego u naszych przyjaciół?
Offline
- Kamirah rozbijała się wczoraj po całym wulkanie, co chwilę strącając jakieś kamienie i tworząc chaos i najwyraźniej ignorowała dwóch nowych członków stada. Zauważyłam bowiem samicę styracosaurusa oraz młodą samicę podobnego gatunku do mnie. - Na jej pysku pojawił się wyraz lekkiego rozdrażnienia.
- Poza tym nic się nie wydarzyło. A, i może odkryłam jeszcze tunel, który prowadzi do wnętrza wulkanu, ale o tym zapewne wiesz.
Offline
Zamruczał coś przeciągle zastanawiając się chwilę nad jej słowami, po czym nieco zaskoczony odpowiedział.
- Cóż, jeżeli takie "powodzenie" ma klan ognia to problemu z nimi nie będzie. Czymże jest dla nas taki przeciwnik? Prędzej czy późnej przez tą ignorancję znowu zostanie sama. - zauważył nieco rozbawiony. - Niemniej jednak możemy przystać na neutralnych stosunkach z nimi, do czasu, gdy nie zaczną się bardziej panoszyć. W najbliższym czasie będziemy musieli dowiedzieć się kim jest przywódca natury. - westchnął. Podszedł do rzeki, po czym zanurzył w wodzie pysk, aby ugasić pragnienie.
Offline
- Jak wolisz. Co do klanu natury oni chyba też nie przepadają za tymi z ogni. Gdy zwiedzałam sobie ich tereny Kamirah zaatakował jakiś pachycefalozaur, a jak dobrze wiesz oni rzadko kiedy tracą nad sobą panowanie i atakują. - Wymruczała. W myślach już planowała swą wyprawę w strony tegoż właśnie klanu. Może warto się tam rozejrzeć?
Offline
- Może i byłoby to dobre posunięcie, skoro jeszcze nie wiemy kim jest ich przywódca. - westchnął, po czym dokończył - A być może żyją na własną rękę, bez niego. Lecz patrząc na obecną sytuację jesteśmy najlepiej zorganizowani.
Offline
- Być może, któż to wie. W klanie ognia panuję anarchia, u natury nie ma przywódcy, a my jesteśmy w klanie sami. Niezły początek. - Powiedziała cicho, by czym skierowała łeb w stronę nieba, burza powoli ustępowała.
Offline
Widząc, iż burza ustaje postanowił odejść z tych terenów.
- Przejdź się jeszcze na tereny ognia, wyłap nieco informacji, zaś gdy skończysz możesz przejść się do natury. - Rzekł doń, po czym spacerkiem odszedł w inne strony.
z.t
Offline
- Tak pani(e). - Zeszła ze skały i skierowała się w stronę terenów ognia.
z.t
Offline
Ponownie stanął na wyżynie z której rozciągał się idealny widok na całe burzowe równiny. Była noc a chmury, mimo iż kłębiły się nad niebem nie zwiastowały burzy. Przyćmiły one jednak blask księżyca w pełni więc było jeszcze ciemniej. W oddali spało duże stado argentynozaurów, które były idealnym celem polowania. Duże, ociężałe, tłuste, jednakże nadal mniejsze od Havena. Zszedł z pagórka i ruszył nieznacznie w ich stronę, zaś gdy był blisko przycupnął przy kamieniu. Lustrował grupę wzrokiem, najpierw odnalazł alfę, zaś później chore wypierdki będące idealnym celem. Spodobała mu się samica z poranioną nogą więc niezwłocznie ruszył biegiem w jej stronę. Wartujące zwierzę zaryczało, część z nich zdążyła wstać i zacząć uciekać, jednakże cel polowania był za wolny.
Gdy tylko argentynozaur zaczął się podnosić Haven uderzył w jego bok masywną głową, tym samym przewracając go. Nogą przygniótł głowę do ziemi, zaś szczękami objął chudą, wątłą szyjkę w którą momentalnie zatopił kły.
Zwierze padło martwe.
Rozerwał grubą skórę na brzuchu tak, aby Yvette miała łatwiejszy dostęp do mięsa, po czym sam zaczął wyżerać jego kark.
Offline
Zatrzymała się w pewnej odległości i tylko obserwowała udane polowanie Haven'a. Wszystko działo się tak szybko, że nie miała nawet czasu, by zareagować, pomóc. Gdy było po wszystkim podeszła do zdobyczy, która już miała rozerwany brzuch.
- Dzięki, tatuśku. - Wymruczała z pewnym rozbawieniem. Nie czekając na odpowiedź przystąpiła do posiłku.
Offline
Klan wody
Spowity w mroku krążył po nocnym niebie. Nie wymagało to żadnego wysiłku, bowiem ciepłe powietrze brnące ku niebu unosiło go ze sobą. Szybował sennie miotając teren wzrokiem, a gdy dostrzegł znajome sylwetki zniżył lot aby po chwili znaleźć się tuż obok nich.
Rosły i dostojny przywódca - tyranozaur Haven.
Oraz Enigmatyczna, krążąca z gracją zastępczyni - megaraptorzyca Yvette.
Skinął im łbem, po czym się odezwał.
- Witam drogich przywódców. Jak widzę tereny osłonięte czarnym suknem ciemności są idealnym miejscem na łowy. - zauważył, a po chwili zwrócił swą uwagę na ich rany. - Cóż za bezczelne warchole miały czelność dotknąć waszej wysokości? - zapytał z widoczną irytacją na dziobie, która nie ustawała ani na chwilę.
Offline
Uniosła łeb i oblizała pysk z krwi. Zauważyła ogromną sylwetkę na tle nocnego nieba, która po chwili wylądowała tuż obok nich. Stojąc kecalkoatl był niemal tak duży jak Haven'owi.
Nowy, ogromny wojownik w klanie wody... Tak, to dobra wiadomość. Jednakże widziała, iż istota czeka na odpowiedź, a Yve tylko mu się przyglądała.
- Witaj wędrowcze. Cóż, łowy są najbardziej efektowne pod osłoną nocy, a co do naszych... ran nie musisz się denerwować. Nasi przeciwnicy, jeśli w ogóle można ich tak nazwać, być może już leżą i konają, a nawet jeśli nie to któregoś dnia dokończy się nasze dzieło. I jak zapewne odgadłeś, lub może i nie, mamy zatargi z klanem ognia.
Offline