![]() Przywódca: Haven Zastępca Yvette ![]() Przywódca: Lishia Zastępca Dark Souls ![]() Przywódca: Kamirah (okres próbny) Zastępca Brak |
Najbliższy miesiąc zapowiada się umiarkowany oraz spokojny. Temperatura nie przekroczy 23 stopni Celsjusza, nie spadnie też poniżej 18. Lekki, delikatny wiatr napłynie z zachodu, zaś opady deszczu będą przelotne i śladowe. |
Klan wody
Dotarł nad jeziora za Yvette. Słysząc bezpośrednie wyzwanie do pojedynku wystąpił, aby dostrzec przeciwnika, a był nim nikt inny jak połamany Hector. Martis zaczął zanosić się śmiechem.
- Ty, robaczku wyzywasz mnie na pojedynek? Nie możesz się nawet ruszać z połamanymi kośćmi, ale niech będzie! - wykrzyknął w przestworza, po czym masywnym dziobem ugodził go w udo przeszywając je na wylot. Podniósł łeb z zawieszonym na dziobie dinozaurem, aby po chwili cisnąć nim w bok.
Martisyahu vs Hector
Siła 6 vs wytrzymałość 2 = 4
Zręczność 1 vs szybkość 5 = -4
Szybkość 2 vs zręczność 4 = -2
Wytrzymałość 3 vs siła 1 = 2
Siła 4 - czterokrotnie wieksze obrazenia
zrecznosc -4 - czterokrotnie mniejsza szansa na unikniecie ataku
szybkosc -2 - dwukrotnie mniejsza szansa na trafienie przeciwnika
wytrzymalosc - dwukrotnie mniejsze obrazenia otrzymywane
Ostatnio edytowany przez Martisyahu (2014-04-12 09:01:02)
Offline
Krzyknął. Z rany leciała krew. Umierał. Powoli. Cierpiąc. Ruszył łapą. Nie czuł odchodzących z niej bodźców. Z oka wyciekła łza. Można by w niej zobaczyć całe jego krótkie życie. Nie miał nic do stracenia. Ból był daleko od niego. Widział przed sobą jedną, wielką, ciemną śmierć. Zaczął się czołgać do przeciwnika, aby zadał mu cios ostateczny. Zostawiał za sobą krwisty ślad. - Chodź i mnie zabij, ty nędzna gnido!
Offline
Klan wody
Na jego dziobie pojawił się uśmiech, a więc tak chce się bawić? Proszę bardzo.
Podbiegł do niego niby nieznacznie, aczkolwiek po chwili masywny dziób został wycelowany prost w głowę, która roztrzaskała się po całej okolicy.
Wziął głęboki wdech a po chwili odepchnął jego truchło dalej, dziobem.
Offline
Ciało bezwładnie leżało na ziemi. Z ran sączyła się krew. Głowa była zmasakrowana. Śmierć owiła mrokiem jego duszę. Młody Velociraptor w ten sposób zakończył swój żywot. Zdawało się jednak, że jakaś część Hectora wciąż żyła. Gdzie? To takie proste. W klanie Natury.
Offline
Pełna wyższości odpowiedź "nowego" przywódcy ją zirytowała. Nie mogła powstrzymać pogardliwego spojrzenia, które dla niego przeznaczyła. Oczywiście, brał ją za wariatkę z omamami. Jego charakter aż tak bardzo się nie zmienił - nadal był przekonany w każdej sytuacji, że tylko on ma rację, a słowa innych ignorował.
Yvette widząc go teraz, gdy o niej zapomniał poznała, jakie to było irytujące i uciążliwe.
Wtedy również z nieba spadł Martis, atakując małego raptora. Ofiara już po kilku minutach leżała martwa, potężny kecalkoatl zabił go z dziecinną łatwością.
- Nie musiałeś od razu go zabijać, nie po to targałam go z doliny tutaj. Mógł być obiektem szantażu dla klanu natury, o ile oczywiście ich przywódczyni w ogóle by coś zrobiła, co jest jednak wątpliwe. Ale mimo wszystko. - Wyburczała w stronę Martisa. Nie mając już czego tutaj szukać odeszła.
z.t
Offline
Odwrócił się w stronę kecalkoatla.
- Czy otrzymałeś ode mnie pozwolenie na zabicie członka klanu natury? Pytam się - warknął, przyciskając łapą do ziemi samca - Teraz możemy mieć ciągłe wojny przez Twoją głupotę, jeszcze jedna taka niesubordynacja u KOGOKOLWIEK, a konsekwencje będą surowsze - warknął obrzucając ich zimnym spojrzeniem - Ty, młodzieńcze - zwrócił się do Banjo - Posprzątaj ten cały syf, a Ty - rzekł wskazując Martisa - Zabierz to truchło daleko z naszych terenów. Zrób z nim co chcesz, ma zniknąć z powierzchni ziemi - wyburczał rozkazy, odwrócił się i odszedł stąd, uderzając lekko ogonem Banjo.
z.t
Offline
Klan wody
Spuścił łeb czujac sie skarcony. Jak widać jednak to jest ich nowy przywódca, albo... Haven po przemianie. Nieważne. Martis wziął w dziób zwłoki raptora, skinął łbem dla Banjo i odleciał.
ot
Offline
Posprzątałem resztki syfu, zostawionego przez tego ptaka. Przywódca był stanowczy i władał żelazną ręką, co oznacza, że klan wody na pewno nie upadnie. Uśmiechnąłem się i poszedłem za nim.
Offline